Powiem przewrotnie, nawet mi jej brakowało przez wakacje. Pewnie z całą mocą ładowała akumulatory, by mieć siłę, żeby z pełną determinacją i oddaniem, bronić każdej tezy i wypowiedzi swojego szefa.
I proszę! Otóż wczoraj w jednym z popularnych programów publicystycznych zaimponowała mi swoją doskonałą kondycją do pełnej poświęcenia obrony. Nawet za cenę bycia niedorzecznym, by nie nazwać tego mocniej.
Słowem kobieta wczoraj zaszalała: podjęła się obrony tezy swojego guru, że obecny prezydent Bronisław Komorowski, wybrany w wyborach demokratycznych, w wolnym kraju, ma się podać do dymisji – nowego rodzaju dymisji – politycznej i moralnej. Jej argumenty broniące tej tezy były tak niedorzeczne, że aż trudne do powtórzenia. Jeśli w ogóle zrozumiałam ten stek niedorzeczności, to wg pani posłanki obecny prezydent ma przeprosić i namówić partyjnych kolegów, by nie drwili z byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Niestety jej próba obrony słów prezesa, że prezydent Komorowski, premier Tusk, minister Sikorski, minister Klich mają zniknąć ze sceny politycznej – przerosły jej możliwości.
Oj co to będzie? Co na to powie pan prezes?
Uf, może być cieplutko………….
Oj współczuję………
W PIS-e walka o byt, trwa nieprzerwanie. Tam nikt nie zna dnia, ani godziny. Tam nikt nie może spać spokojnie. Nikt nie wie, czym może się narazić. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Można z siebie zrobić nawet podnóżek, to nie ma znaczenia. Pan i władca decyduje o być albo nie być.
A cóż dopiero, kiedy nie znajduje się dobrych argumentów by obronić tezę prezesa?
Moja propozycja dla kolegów z PIS-u:
Myślę, że najlepsze efekty dadzą ćwiczenia w obronie tezy: „ że nikt tam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne”.







