Kampania na ostatniej prostej
Od wielu tygodni trwały przygotowania do kampanii samorządowej, a od miesiąca kampania w rozkwicie.
Za parę dni przyjdzie czas podsumowania, również w naszym noworudzkim kole.
Dzisiaj, niemal w przededniu wyborów, chciałabym jednak podzielić się kilkoma refleksjami z obserwacji sposobu prowadzenia kampanii w moim mieście i gminie. Zmartwił mnie poziom złych emocji w niektórych komitetach wyborczych. Sposób prowadzenia kampanii ad personam, czy kompletne niezrozumienie istoty rywalizacji między konkurentami politycznymi.
Dlaczego? Bo wybory samorządowe kojarzą się ze świętem demokracji, z konkurencją, rywalizacją ocierającą się o niemal rywalizację sportową, w której istotą jest gra fair play. Ktoś powie- naiwna kobieto! O czym ty mówisz?
Ale proszę mi wierzyć, nie wyobrażam sobie, by którykolwiek z kandydatów startujących z naszego KW PO śmiał sobie pozwolić na przekroczenie przyjętych standardów w kampanii. Takie zachowanie natychmiast spotkałoby się z jego dyskwalifikacją, jako naszego kandydata w przyszłości. Zasada od początku była jasna: zachowujemy się godnie i fair play. Traktujemy poważnie wybory samorządowe, szanujemy konkurentów politycznych i zachowujemy wszelkie związane z kampanią standardy. Wiem, że tak będzie do końca kampanii.
Niestety, w ciągu tych paru tygodni kampanii, można było jak na dłoni zaobserwować, że niektórzy z konkurencyjnych komitetów wyborczych, nie wytrzymują ciśnienia, że traktują swój wybór w kategoriach „być albo nie być” i zaczynają im niebezpiecznie puszczać nerwy. Uciekają się do niekontrolowanych zachowań i to zaczyna być niebezpieczne.
A przecież 22 listopada 2010 roku nastanie znowu zwykły dzień, w którym „wygrani” z „przegranymi”, będą często zmuszeni do codziennej współpracy.
Jak to będą mogli robić ci, którzy w czasie kampanii palili za sobą mosty? Których poziom agresji dawno się przelał? Którzy nie dyskutowali na argumenty, tylko na złe emocje?
Na całe szczęście to nie nasz, ani nie mój problem.







