Już Ignacy Krasicki w „Monachomachii” napisał, że „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.
Prawdziwa i owszem. Gorzej z tą pozorowaną. To tak à propos restrykcji prezesa wobec swojego europosła. Do niedawna frontmana kampanii prezydenckiej prezesa. Pan europoseł, jako wybitny znawca sceny politycznej, również jako teoretyk, nie przewidział, że w niektórych partiach obowiązują mechanizmy zgoła nie demokratyczne. A każda krytyka lidera, jest nie do pomyślenia i tępiona w zarodku. I musi się kończyć dla krytykującego jednoznacznie. Wyautowaniem. Chyba panu posłowi zabrakło instynktu samozachowawczego, albo jest kiepskim obserwatorem sceny politycznej. Każda z tych wersji, niestety potwierdza tylko, że uprawianie polityki przy prezesie zgoła nie polega na wyrażaniu swoich opinii, ale na bezrefleksyjnym posłuszeństwie. Szkoda że pan europoseł, nie zauważył z iloma już posłami i byłymi przyjaciółmi pan prezes się rozstał, nawet z tzw. „trzecim bliźniakiem”. W każdym przypadku powód był ten sam – krytyka prezesa.
Test na prezesa, póki co wypadł na niekorzyść europosła. Ale w przyszłości kto wie?
Jak prezes przegra jeszcze kolejne wybory, przyjdzie i na niego czas emerytury politycznej.







