„Czasami życie bywa znośne”
Wciąż jestem pod wrażeniem po obejrzeniu premiery filmu o Wisławie Szymborskiej w reżyserii Katarzyny Kolendy-Zaleskiej.
Film, w którym z perspektyw ujęć znanych postaci świata artystów i intelektualistów ukazuje się postać naszej noblistki. Wielbi ją Woody Allen, podziwia Umberto Eco, Vaclav Havel, czy badaczka szympansów Jane Goodall. Kochają Ją jej najbliżsi przyjaciele.
Oglądając ten film, widz ma wyjątkowe szczęście, bo daje on mu możliwość poznania w prywatnej odsłonie tę wyjątkową kobietę i poetkę. Ukazuje jej tajemniczość, skromność, dowcipność i co niezwykle cenne – jej dystans do samej siebie. Jest postacią jakby z poprzedniej epoki. Nie lubi wystawiać swojego życia na pokaz. To, co ma do powiedzenia innym – jest w Jej wierszach. A tym filmem po raz pierwszy udało się ukazać poetkę bliżej i więcej.
Wybrała się z ekipą filmową w podróż do Irlandii – do Limeryck do stolicy ukochanych przez nią limeryków. Jest genialna w ich tworzeniu. Uważa, że są one równowagą psychiczną dla tworzącego poety. Odwiedziła również świat Vermeera w Amsterdamie i Hadze, gdzie mogła podziwiać jego obrazy, które stały się kolejną inspiracją w jej twórczości
Film ten pokazał jak zwyczajną jest niezwyczajna Wisława Szymborska. Jest klasą samą w sobie. Jest wyjątkowa swoją skromnością, jest wielką swoją twórczością.
Wczoraj miałam więc okazję być na niezwykle rzadkiej „uczcie kinomana”.







